lecznianie

Od redakcji


    
    Ubiegłoroczna publikacja „Łęcznianie” będąca końcowym efektem realizowanego projektu „Ratujmy od zapomnienia” wywołała żywe zainteresowanie i ciepłe reakcje Czytelników.  
    Dla zespołu autorskiego było to zachętą do kontynuowania tego przedsięwzięcia. Przychylnie do naszego projektu ustosunkowało się także Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, które po raz drugi zabezpieczyło środki na jego realizację.
    W doborze biogramów do drugiego tomu „Łęcznian”, podobnie jak w pierwszym, nie stosowaliśmy żadnej selekcji i zamieściliśmy w nim wszystkie teksty, jakie otrzymaliśmy. Zachowaliśmy też układ alfabetyczny tomu, a publikowane biografie łęcznian obejmują okres od pierwszego do trzeciego ćwierćwiecza ubiegłego wieku.
    Większość materiałów pozyskaliśmy w miejscu zamieszkania ankietowanych, wiele sami zainteresowani dostarczali do Centrum Kultury, a sporo dotarło do nas drogą internetową. Chcąc ułatwić komunikację z łęcznianami mieszkającymi w różnych zakątkach kraju czy też poza jego granicami uruchomiliśmy stronę internetową www.lecznianie.pl.  
    W trakcie realizacji tego etapu projektu udało nam się zarejestrować i zgromadzić wiele nowych cennych informacji i unikatowych materiałów ikonograficznych (fotografii, dokumentów, pism, pamiętników) dotyczących życia i losów mieszkańców Łęcznej we wspomnianym okresie.
    W tym tomie „Łęcznian” znalazło się ponad 300 nowych biogramów i blisko 600 fotografii i dokumentów dotychczas nie publikowanych.

 

    Drugi tom „Łęcznian” nie wyczerpuje listy mieszkańców Łęcznej, których biografie winny znaleźć swe miejsce w tej swoistej galerii, dlatego też autorzy planują kontynuację przedsięwzięcia w przyszłym roku. W trzecim tomie, będącym zapewne zwieńczeniem tego projektu, znajdą się kolejne życiorysy z I połowy minionego wieku oraz biogramy m.in. pierwszych budowniczych Lubelskiego Zagłębia Węglowego, którzy przybyli do Łęcznej w połowie lat siedemdziesiątych i na stałe związali się z naszym miastem.
    Po raz kolejny zwracamy się o pomoc i przekazywanie materiałów, które pomogą nam w przygotowaniu i publikacji następnych życiorysów łęcznian.
    Realizatorem zadania jest Łęczyńskie Stowarzyszenie Twórców Kultury i Sztuki PLAMA. Projekt „Ratujmy od zapomnienia” współfinansowany jest ze środków otrzymanych od Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
    Partnerami przy realizacji projektu byli: Centrum Kultury w Łęcznej, Zespół Szkół nr 1 w Łęcznej, Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta w Łęcznej.
    Podziękowania kierujemy do koordynatorów: Heleny Kępki, Moniki Mazurkiewicz, Leszka Włodarskiego oraz wolontariuszy: Małgorzaty Brodzisz, Danuty Kuśmirek, Anny Ładak - opiekuna kółka dziennikarskiego w LO im. J. Zamoyskiego w Łęcznej, Magdaleny Krystjańczuk, Magdaleny Kurlak, Beaty Michalak, Jagody Woźniak i Roberta Giergisiewicza.
    Dziękujemy Dyrekcji, Nauczycielom i Uczniom Zespołu Szkół nr 1 w Łęcznej za aktywny udział w projekcie  i pomoc w zbieraniu materiału biograficznego.
    Serdecznie dziękujemy Pani Wacławie Klimaszewskiej z Torunia za przekazanie arcyciekawych informacji i materiałów ikonograficznych oraz Paniom: Ninie Korbie
i Weronice Annie Matysek za zaangażowanie, pomoc w opracowywaniu zgromadzonych materiałów, a także wielu innym osobom, które bezinteresownie pomagały nam w naszych działaniach.
    Szczególne podziękowania kierujemy pod adresem Panów: dra hab. Janusza Łosowskiego, adiunkta Instytutu Historii UMCS w Lublinie, oraz Roberta Kuwałka, pracownika naukowego Muzeum na Majdanku w Lublinie, za daleko idącą pomoc i cenne uwagi w trakcie powstawania tej publikacji.  

 

Eugeniusz Misiewicz
Paweł Brodzisz
 
    

  
         
Janusz Łosowski
 
Zwyczajne i niezwyczajne biografie w drugim tomie „Łęcznian”

    Zainteresowanie czytelnicze pierwszym tomem życiorysów mieszkańców Łęcznej oraz wartość opublikowanych w nim informacji skłoniły autorów publikacji do kontynuowania pracy i zbierania materiałów do dalszej części miejscowych biografii, w czym bardzo pomogło im uzyskanie dotacji finansowej od Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich na realizację projektu „Ratujmy od zapomnienia”. Efektem pracy zespołu autorskiego, pracującego pod kierunkiem  niestrudzonych w poznawaniu dziejów swojego miasta Eugeniusza Misiewicza i Pawła Brodzisza, jest kolejny nie mniej bogaty w informacje i ciekawy tom.
    Koncepcja tej pracy jest taka sama jak tomu poprzedniego. Autorzy prezentują najważniejsze fakty z życia mieszkańców miasta, a więc datę urodzin, potem informacje o edukacji, pracy zawodowej, udziale w ważnych lub niecodziennych wydarzeniach, o członkach rodziny, datę śmierci i miejsce pochówku. Opisy biograficzne zostały wzbogacone wieloma fotografiami i fotokopiami różnego rodzaju dokumentów, co sprawia, że czytelnik uzyska bogaty materiał ikonograficzny ułatwiający mu poznanie minionej rzeczywistości w jej wymiarze materialnym.
    Czytelnikom nie znającym pierwszego tomu wyjaśniam, że autorzy przy doborze osób nie stosowali żadnej selekcji, tylko przedstawiali fakty z życia tych łęcznian, o których udało się im zebrać kompletne dane. Nie są to biografie członków elity czy wybranych celowo przedstawicieli ściśle określonych grup społecznych, ale osób pochodzących ze wszystkich warstw i grup miejskiej społeczności, które zostały przedstawione w porządku alfabetycznym.
    Publikacja danych biograficznych spełnia liczne funkcje. Przede wszystkim do-starcza historykom niezbędnych faktów ułatwiających zrozumienie losów miasta i ich specyfiki. Utrwala także i wprowadza do obiegu powszechnego dokumenty oraz fotografie, które stanowiąc składnik zbiorów rodzinnych ulegają często rozproszeniu, trafiając do przypadkowych osób, przez co nie są dostępne do badań naukowych.
    Życiorysy mieszkańców miasta i jego najbliższych okolic dostarczają wiedzy
o przeszłości Łęcznej oraz ułatwiają jej lepsze poznanie. Lektura życiorysów pozwala poznać przeszłość nie tylko tego jednego miasta, ale też dzieje regionu, narodu
i państwa. Nie jest to opracowanie naukowe, ale zapis faktów zebranych w efekcie rozmów, poszukiwań i analiz, będący zwierciadłem przemian, których doświadczała Łęczna w ubiegłym stuleciu.
    Analiza łęczyńskich biografii pozwala dostrzec wyraźne zjawiska o charakterze socjologicznym, które prawdopodobnie występują także w innych miastach w okresie powojennym. Przede wszystkim widoczny jest wzrost poziomu wykształcenia mieszkańców, który dokonał się w okresie PRL. O ile przedstawicie pokoleń, których dorosłe życie przypadło na czas I wojny światowej lub okres międzywojenny, przeważnie kończyli szkołę powszechną, uczyli się rzemiosła lub zajmowali się pracą na roli, o tyle ich dzieci po II wojnie światowej kończyły już szkoły średnie, a nawet szły na studia. Z czasem wyższe wykształcenie u mieszkańców Łęcznej stawało się coraz częstsze.
    Ukończenie studiów w dużych ośrodkach uniwersyteckich stawało się też przyczyną opuszczenia miasta na stałe i podjęcia pracy zgodnej z osiągniętym wykształceniem oraz rozpoczęcia życia w nowym środowisku. Z drugiej strony występowały też liczne przypadki powrotu młodych łęcznian do rodzinnego miasta po ukończeniu studiów, co miało liczne konsekwencje społeczne, a przede wszystkim wpłynęło na wzmocnienie warstwy inteligenckiej, która z czasem wytworzyła coraz bardziej aktywne środowisko kulturotwórcze.
    W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku zaczęły pojawiać się przypadki wyjazdów za granicę na stałe, które wcześniej nie występowały. Głównie dotyczyło to osób dobrze wykształconych, które w państwach zachodnich obywały staże zawodowe lub naukowe. W okresie transformacji ustrojowej wyjazdy za granicę stały się częstsze i objęły osoby z niższym wykształceniem, np. średnim, udające się tam w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. Fakty opisane w łęczyńskich życiorysach odzwierciedlają więc zjawiska społeczne występujące w społeczeństwie polskim w ciągu ostatnich kilku-dziesięciu lat.
    Lektura tej publikacji możne też przynieść historykom szereg inspiracji badawczych bezpośrednio wynikających z uważnej analizy niekiedy skomplikowanych losów poszczególnych mieszkańców miasta i jego najbliższej okolicy.        
    Tom ten przynosi sporą ilość faktów genealogicznych, dzięki którym badacz zyskuje okazję poznania dziejów osób i rodzin niemożliwych do odtworzenia na podstawie dostępnych źródeł urzędowych czy też opracowań naukowych. Dostarczają też podstawowych danych biograficznych, których zebranie przez przyszłych badaczy byłoby utrudnione, o ile nie niemożliwe, ze względu na rozproszenie źródeł i nie-możność uzyskania niektórych informacji na skutek śmierci potencjalnych rozmówców.
    Do elity ducha, czyli grupy osób wyróżniających się zaletami umysłu i charakteru, niewątpliwie należał ksiądz Wacław Krasuski, proboszcz kierujący parafią łęczyńską św. Marii Magdaleny bez mała lat czterdzieści (w latach 1919-1958). W trakcie swojej pracy duszpasterskiej przewodniczył dozorowi szkolnemu, wspierał harcerstwo, straż ogniową, Akcję Katolicką, a także był wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej. W czasie okupacji współpracował z konspiracją, pełniąc funkcję kapelana lokalnych struktur Narodowych Sił Zbrojnych. Zamieszczone fotografie przedstawiają go nie tylko jako majestatycznego prałata Kapituły Kolegiackiej w Zamościu, którym został mianowany w 1952 roku, ale także jako zapobiegliwego gospodarza doglądającego remontu świątyni i towarzyskiego uczestnika partyjek preferansa rozgrywanych z kolegami księżmi.
    Osobą wyjątkową była też nauczycielka Stefania Pawlak, pochodząca z jednej z podrzeszowskich wsi. Po ukończeniu żeńskiego seminarium nauczycielskiego pracowała w szkole w powiecie janowskim. W roku 1935 wpadła pod koła pociągu
i straciła obie nogi. Mimo inwalidztwa kontynuowała pracę pedagogiczną w Łęcznej aż do emerytury, ucząc młodzież w czasie okupacji na tajnych kompletach. Od roku 1950 z sukcesem kierowała różnymi szkołami łęczyńskimi. Uczestniczyła w pracy zespołów metodycznych oraz związków zawodowych. Będąc polonistką inicjowała konkursy, wieczornice i przedstawienia teatralne. Z jej inicjatywy, łęcznianki z wyboru, a nie
z urodzenia, powstało Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Łęczyńskiej, którym kierowała do roku 1981.
    Dla zamieszkujących przedwojenną Łęczną licznych wyznawców judaizmu przywódcami duchowymi byli rabini Henoch Gringlas oraz Abraham-Rachmil Bromberg. Ich biografie opisał Robert Kuwałek, znawca dziejów Żydów, skrupulatnie wykorzystując informacje zebrane w aktach administracji rosyjskiej. Uważna lektura jego tekstów pozwoli czytelnikom nie tylko poznać blaski i cienie życia obu duchownych, ale także zrozumieć specyfikę funkcjonowania Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Łęcznej.
    Pamięć obecnych mieszkańców Łęcznej sięga do okresu powstania styczniowego czego dowodzi historia rodzin Staszewskich i Hołowińskich, w której ważne miejsce zajmuje Jakub Staszewski, stolarz łęczyński, który wstąpił do powstańczego oddziału Ruckiego i walczył pod Kaniwolą, Uścimowem i Fajsławicami. Prezydent II Rzeczypospolitej odznaczył go za udział w powstaniu krzyżem Virtuti Militari i przyznał mu rentę, którą pobierał aż do swej śmierci w roku 1936.
    Uwagę czytelnika zwracają życiorysy odzwierciedlające wydarzenia z okresu wojny. Dwunastoletni Tadeusz Hołowiński dobrze zapamiętał wkroczenie do Łęcznej kolumny sowieckiej piechoty i lekkich czołgów, ale też ich liche wyposażenie osobiste oraz grabieże dokonane przez Sowietów w majątku na Podzamczu oraz u bogatszych gospodarzy, a także rabunek sklepów w mieście. Utkwiła mu też w pamięci współpraca z najeźdźcą miejscowych komunistów i Żydów, która dla mieszkańców Łęcznej musiała być bolesną niespodzianką.
    Dokonanej przez niemieckich okupantów okrutnej zagładzie żydowskich mieszkańców miasta, których imiona i nazwiska przewijają się w wielu miejscach opisywanej książki, towarzyszyły też przypadki ocalenia za sprawą polskich sąsiadów. Klemens Karczmarczyk, właściciel kuźni, i jego żona Irena namówili do ucieczki z miejscowego getta Herszka Zylbersztajna i jego dwóch braci, a potem ukrywali zbiegów w stodole i pomogli ich wywieźć do bardziej bezpiecznej kryjówki za Cycowem, co pozwoliło przetrwać im ten straszny czas. Po wojnie Zylbersztajnowie wyjechali do Izraela, ale pamiętali o swych wybawicielach przysyłając im na święta Bożego Narodzenia wielkie paczki pomarańczy, towar deficytowy, a przez to bardzo poszukiwany w okresie PRL.  
    Uważny czytelnik sporo dowie się o wydarzeniach z przeszłości, o których
z reguły niewiele pisze się i mówi, ponieważ pozostają w sprzeczności ze stereotypem funkcjonującym w świadomości społecznej. Oto z dwóch biogramów dowiadujemy się, że opisywani w nich łęcznianie uciekli z „ludowego” WP i później musieli się ukrywać. Ich życiorysy potwierdzają zjawisko dezercji z tego wojska, które przez znaczą część społeczeństwa było postrzegane jako narzędzie ułatwiające podporządkowanie Polski sowieckim interesom. Propaganda PRL przez lata upowszechniała obraz „ludowego” wojska nieugięcie walczącego z Niemcami u boku Armii Czerwonej, przemilczając jego całkowitą podległość sowieckiemu sojusznikowi i jej negatywne polityczne konsekwencje.
    Biogramy ujawniają też zaskakujące zdarzenia, niemieszczące się w rozpowszechnionych schematach postrzegania przeszłości. Leonowi Wasilewiczowi, udzielającemu  pomocy rannemu żołnierzowi niemieckiemu we wrześniu 1939 roku, wdzięczny Niemiec uratował później życie, składając o tym zeznanie. Przyczyniło się ono do zwolnienia łęcznianina z więzienia, do którego okupanci wtrącili go za udział w obronie miasta. Inny mieszkaniec miasta wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec chwalił się w liście, że dostał od bauera, u którego przymusowo pracował, pięć marek z okazji świąt, a zamieszczone fotografie z tego okresu przestawiają go nie jako przestraszonego i wynędzniałego niewolnika, ale człowieka dobrze ubranego, uśmiechniętego, a nawet grającego na harmonii.
    Na uwagę zasługują sylwetki bojowników o niepodległość. Wśród nich koniecznie należy wspomnieć braci Wójcickich, pochodzących z patriotycznej rodziny nauczycielskiej (ich ojciec Feliks, kierownik szkoły w Łęcznej, także należał do AK). Kpr. pchor. Bogdan Wójcicki ps. „Wójt” zginął w walce z żandarmami pod Abramowicami w lutym 1944 roku. Starszy strzelec Mirosław Wójcicki ps. „Blask” zginął w walce z oddziałem niemieckim w okolicach Bychawy w przededniu zakończenia niemieckiej okupacji (24 VII 1944 roku). Pchor. Zbigniew Wójcicki p. „Kula” został ranny w potyczce z oddziałem niemieckim w Kłodnicy i musiano mu amputować rękę. Mimo inwalidztwa kontynuował działalność konspiracyjną przeciwko władzy komunistycznej, a w maju 1945 jako podporucznik wstąpił do oddziału poakowskiego mjr. Józefa Wojtuna „Sęka”/Zawiei i wkrótce zginął w Majdanie Siostrzytowskim, gm. Milejów, w bitwie z grupą operacyjną UB i NKWD. Wojnę zdołał przeżyć najmłodszy z braci Roman Wójcicki, dla którego bohaterska przeszłość rodziny do końca PRL stanowiła obciążenie i była powodem różnego rodzaju kłopotów. Po upadku ustroju totalitarnego miasto doceniło bohaterskich braci czyniąc ich patronami jednej z łęczyńskich ulic.
    Do grupy żołnierzy podziemia upamiętnionych w tej książce zaliczyć też należy członków AK: ppor. Stefana Osińskiego ps. „Oksza” oraz jego brata kpr. pchor. Roberta ps. „Lech”, także wywodzących się z rodziny o tradycjach niepodległościowych. Ich ojciec Feliks był członkiem POW i został odznaczony Krzyżem Niepodległości. Osińscy aresztowani przez funkcjonariuszy NKWD byli przetrzymywani na Zamku Lubelskim i w listopadzie 1944 roku zostali straceni z wyroku lubelskiego Sądu Garnizonowego.
    Wśród biogramów konspiratorów i żołnierzy warto też zwrócić uwagę na sylwetkę rolnika z Nowogrodu Mieczysława Lisowskiego, mało znanego, choć zasłużonego żołnierza podziemia antyhitlerowskiego i antykomunistycznego. To w jego gospodarstwie w specjalnie przygotowanym bunkrze przez długie miesiące ukrywał się legendarny dowódca oddziałów partyzanckich AK i WiN kpt. Zdzisław Broński „Uskok” przed tropiącymi go zaciekle grupami operacyjnymi UB i KBW oraz agenta-mi. Osaczony przez funkcjonariuszy UB w maju 1949 roku popełnił samobójstwo. Lisowski w trakcie obławy uciekł, a po śmierci dowódcy ukrywał się, lecz w roku 1951 został aresztowany i skazany na 12 lat więzienia, z których połowę odsiedział.  
    Niezwykle interesujące są losy rodziny Starzyńskich, potomków Feliksa, przedsiębiorczego gospodarza, którego ojciec udzielał pomocy powstańcom w czasie powstania styczniowego. Przeniósł się on z Łopiennika do Zezulina, a stamtąd do Kolonii Trębaczów, gdzie nabył grunty z parcelacji miejscowego majątku. Działał aktywnie w ruchu ludowym, a w latach 1919-1922 był posłem z ramienia PSL. Po niepowodzeniu w wyborach do Senatu w roku 1922 poświęcił się prowadzeniu gospodarstwa oraz pracy społecznej na rzecz lokalnej społeczności. Działał w radzie gminnej, kółkach rolniczych oraz Kasie Stefczyka. Inicjował wiele miejscowych przedsięwzięć. Dbał też o wykształcenie swoich dzieci.
    Spośród nich warto wspomnieć osobę Andrzeja Starzyńskiego, absolwenta lubelskiego liceum im. S. Staszica, a później prawa jednej z uczelni francuskich. Ten pracownik MSZ oraz polskich konsulatów w Lille i Lyonie w 1943 roku został aresztowany w Lyonie i zesłany do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, a następnie do Dory, gdzie został rozstrzelany w marcu 1945 roku, praktycznie tuż przed wyzwoleniem.
    Jego brat Zygmunt był zawodowym oficerem 24 pułku ułanów stacjonującego w Kraśniku, należącego do 10 Brygady Pancerno-Motorowej, i w jego szeregach walczył kampanii wrześniowej. Internowany na Węgrzech przedostał się do Francji, a potem do W. Brytanii, gdzie otrzymał przydział do 1 Dywizji Pancernej dowodzonej przez gen. S. Maczka. Jako rotmistrz przebył cały szlak bojowy tej jednostki - od lądowania w Normandii aż po zdobycie niemieckiej bazy morskiej w Wilhelmshafen. Po wojnie pozostał w W. Brytanii i stał się właścicielem kutra rybackiego, na pokładzie którego w roku 1957 nakręcono sceny fabularnego filmu „Ogień pod pokładem”, w którym główne role grali czołowi aktorzy amerykańscy, a w jednej ze scen wystąpił sam Starzyński. Później corocznie przyjeżdżał do Łęcznej, a po śmierci w roku 1983 został pochowany na łęczyńskim cmentarzu.
    Wśród prezentowanych w książce osób, pochodzących z miasta i związanych z nim przez długie lata, nie zabrakło też przedstawicieli kultury, wśród których na uwagę zasługuje Wojciech Wieczorek. Był on redaktorem znanego kwartalnika katolickie-go „Więź”, a po odejściu redaktora Tadeusza Mazowieckiego do redakcji „Tygodnika Solidarność”, w latach 1981-1989 objął stanowisko redaktora naczelnego tego pisma. Po utworzeniu przez T. Mazowieckiego rządu Wieczorek został mianowany ambasadorem polskim w NRD, a po zjednoczeniu Niemiec kierownikiem przedstawicielstwa ambasady polskiej w Berlinie. Dowodem jego związków z Łęczną jest opublikowana przez niego w roku 1968 książka „Szkice z prowincji”, ukazująca przeobrażenia społeczno-gospodarcze, jakie dokonały się w mieście w okresie powojennym.
    Mocną stronę publikacji stanowią fotografie. Większość z nich to zdjęcia portretowe przedstawiające mieszkańców miasta, które autorzy, tak jak w tomie poprzednim, starali się konsekwentnie dołączać do biogramów. Fotografie osób posiadają też istotną wartość identyfikacyjną, szczególnie w badaniach genealogicznych, dlatego ich obecność znacznie wzbogaca wartość publikacji. Są wśród nich fotografie pochodzące z okresu zaborów, jak przykładowo zdjęcie Wiktora Galewskiego z okresu jego służby w wojsku rosyjskim.
    Bardzo interesujące są też zdjęcia okolicznościowe, wśród których obok niemal współczesnych, sprzed kilku czy kilkunastu lat, znajdujemy fotografie o znacznie starszej metryce. To one najbardziej przyciągają uwagę historyka. Zbliżają nas do czasów, których bezpośrednio nigdy nie poznamy, dając wyobrażenie o warunkach, w jakich żyli mieszkańcy Łęcznej.
    Za rewelacyjne uznaję zdjęcie więźniów politycznych, w tym czterech łęcznian: Konstantego Burlika, Kazimierza Paseckiego, Franciszka Wronowskiego i Aleksandra Strzyżewskiego, aresztowanych przez gestapo i przetrzymywanych na lubelskim Zamku za udział w walce z oddziałem Wehrmachtu usiłującym zająć miasto we wrześniu 1939 roku. Na mocy wyroku Sądu Specjalnego w Lublinie zostali oni skazani na śmierć i rozstrzelani w egzekucji na Rurach Jezuickich w Lublinie w roku 1941. Fotografia ta jest dowodem ich uwięzienia i cenną pamiątką rodzinną. Dla historyków stanowi natomiast prawdziwą perełkę, ponieważ zdjęć przedstawiających osoby uwięzione przez gestapo zachowało się bardzo mało. Świadectwem uwięzienia w niemieckim obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu jest zdjęcie obozowe Stefana Kalbarczyka, żonatego z łęcznianką Ireną Miszczak, który później przebywał też w obozach Neuengamme i Gusen. Szczęśliwie udało mu się przeżyć i wrócić do kraju. Są też zdjęcia upamiętniające pobyt łęcznian w obozach jenieckich na terenie Niemiec.
    W prezentowanym tomie nie ma dużo zdjęć partyzanckich. Tym bardziej należy więc docenić te, które udało się autorom książki odnaleźć i zamieścić. Dużą wartość historyczną mają unikatowe fotografie bohaterskich braci Wójcickich pochodzące z okresu okupacji. Dwa oprócz nich przedstawiają też innych żołnierzy z oddziału partyzanckiego „Nerwy”, w którym przejściowo służyli.  
    Spora ilość fotografii dokumentuje ważne dla miasta wydarzenia, jak np. Święto Morza w roku 1933 czy uroczystości żałobne po śmierci J. Piłsudskiego.
    Szukając śladów postępu w przedwojennym mieście dostrzeżemy na jednej z fotografii autobus. Nie mógł on jeszcze konkurować z dorożkami czy wozami konnymi, ale już sygnalizował zmiany cywilizacyjne. Zapewne kursował na trasie do Lublina, a zatrzymywał się przy ul. Lubelskiej. Był to popularny i cieszący się dobrą opinią użytkowników samochód marki „Polski Fiat” 621 R, budowany na podwoziu ciężarówek produkowanych na licencji Fiata przez Państwowe Zakłady Inżynierii (dawny Ursus) w latach 1935-1939. Pojazd ten posiadał 22 miejsca siedzące, a silnik o mocy 46 KM pozwalał mu rozwijać prędkość do 65 km na godzinę. Zapewniał możliwość szybkiej i względnie wygodnej podróży.
    Do lat siedemdziesiątych XX w. Polacy oswajali się z motoryzacją głównie dzięki motocyklom, na które średnio zarabiający obywatele PRL już mogli sobie pozwolić, w przeciwieństwie do samochodów dostępnych niemal wyłącznie na talony lub po bardzo wysokich cenach na giełdach. Jedno ze zdjęć, wykonane w końcu lat sześćdziesiątych, przedstawia dziewczynkę (Anna Misiewicz) z dumą dosiadającą słynną „eshaelkę”, arystokratkę wśród ówczesnych jednośladów, czyli najlepszy powojenny polski motocykl SHL 175 M 11. Był on ceniony przez użytkowników za niezawodność, cichy silnik, dobre amortyzatory, miękkie i relatywnie szerokie siedzenia oraz dobrą prędkość. Silnik o mocy 9 KM zapewniał jej jazdę do 100 km na godzinę. Warto dodać, że motocykle te eksportowano do USA, a licencję na ich seryjną produkcję zakupiły Indie, gdzie wytwarzano je przez 20 lat, do 2005 roku, pod nazwą rajdoot (ambasador).
    Część materiału fotograficznego dokumentuje rozwój infrastruktury komunalnej miasta oraz życia jego mieszkańców. Po wojnie symbolem przemian w rolnictwie stały się traktory rodzimej produkcji Ursus C-45, nowszą wersję których C-451 doskonale widać na jednej z fotografii (przedstawiającej Marię Kuczyńską). Przy ich konstruowaniu wzorowano się na niemieckich pojazdach marki „Lanz-Bulldog”, pozostawionych przez niemieckich właścicieli na ziemiach zachodnich w roku 1945. Ursusy pojawiły się na polach i szybko zdobyły sobie uznanie ze względu na prostą konstrukcję i niezawodność. Przed wojną w Polsce w zasadzie nie produkowano ciągników rolniczych, dlatego rozpoczęcie ich seryjnej produkcji w roku 1947 stanowiło duży sukces obozu rządzącego.
    Mało kto wie, że uruchomienie starszej wersji takiego ciągnika wcale nie było proste. Najpierw należało podgrzać umieszczoną z przodu ciągnika gruszkę żarową przy pomocy ręcznej lampy lutowniczej. Po podgrzaniu gruszki trzeba było wyjąć koło kierownicy wraz z kolumną i wsunąć ją w jedno z bocznych kół zamachowych, a następnie energicznie nią pokręcić. Te czynności oczywiście wymagały siły fizycznej i znacznej wprawy. Dopiero wtedy następował rozruch silnika.
    Należy wyjaśnić, że tego rodzaju sprzęt przez długie lata po wojnie nie był dostępny dla indywidualnych gospodarzy i trafiał jedynie do tzw. sektora uspołecznionego. W okresie tzw. realnego socjalizmu reprezentowały go hojnie dotowane z budżetu, czyli faktycznie utrzymywane z pieniędzy obywateli, państwowe gospodarstwa rolne (PGR) oraz spółdzielnie produkcyjne. Podstawową siłą pociągową w indywidualnych gospodarstwach rolnych jeszcze do końca lat siedemdziesiątych pozostawały konie, co także znajduje odzwierciedlenie w materiale fotograficznym (np. ukazującym gospodarstwo Marcina Misiewicza).
    Powojenna szara rzeczywistość i materialny niedostatek przebijają z licznych fotografii. Ówczesna bieda wynikała nie tylko ze zniszczeń wojennych, ale także ze świadomej polityki państwa, które z ideologicznych powodów całkowicie wyeliminowało inicjatywę prywatną w przemyśle, handlu oraz rzemiośle, a ze względu na podległość Związkowi Sowieckiemu odrzuciło pomoc finansową i gospodarczą USA w ramach planu Marshalla. Fotografia przedstawiająca ubogie wnętrze warsztatu szewca Jana Dylewskiego daje wyobrażenie o warunkach pracy rzemieślników w tym czasie.  
    Uważne spojrzenie na fotografie wnętrza łęczyńskich sklepów spożywczych końca lat czterdziestych XX wieku, dostrzec pozwala jedynie najbardziej elementarne artykuły, które można bez trudu policzyć (zdjęcie z ekspedientką Marią Kuczyńską). Ówczesny handel uspołeczniony zaspokajał potrzeby konsumpcyjne ludności tylko w pewnej części. Szereg produktów szczególnie owoców, warzyw, nabiału, drobiu można było zakupić wyłącznie od wiejskich dostawców na targu. Jedna z fotografii dokumentuje handel nabiałem, na innej dostrzec można mały targ warzywny, na którym głównie handlowano kapustą (fotografia przedstawiająca Paulinę Strzyżewską).
    Zdjęcie sklepu łęczyńskiego z lat sześćdziesiątych (pracował w nim Leon Józef Skorupski) zaskakuje już nieporównanie większą ilością towarów i obrazuje zmianę na lepsze w poziomie zaspokojenia potrzeb konsumpcyjnych ludności, jaka dokonała się w ciągu dwudziestu lat od zakończenia wojny.    
    Na jednym ze zdjęć widzimy montaż drewnianego domu zakupionego przez Leona Wasilewicza pod Włodawą i postawionego w mieście. Przenoszenie drewnianych budowli było powszechną praktyką na wsi, a ten przypadek dowodzi, że stosowano ją także w mniejszych ośrodkach miejskich. Ówczesny niewysoki poziom życia obrazuje przewaga zabudowy drewnianej i drewniane płoty przed miejskimi domami przed wojną i jeszcze długi czas po niej, co dokumentują liczne fotografie. Płoty te,
z reguły niewysokie, łatwe do wyłamania i szybko niszczejące, nie zabezpieczały całkowicie przed intruzami, wyznaczały jednak granice posiadłości i dawały poczucie oddzielenia od sąsiadów i nieproszonych gości. Stawianie ich wówczas wcale nie oznaczało biedy, lecz stanowiło przejaw gospodarności właścicieli posesji.
    Kilka fotografii odzwierciedla przemiany polityczne. Cenne pod tym względem jest zdjęcie przedstawiające Leona Wasilewicza, stającego przed komisją egzaminacyjną, prawdopodobnie na kursach buchalteryjnych. Członkowie komisji siedzą w sali udekorowanej czerwonym płótnem, na którym umieszczono wielki portret J. Stalina, po obu stronach którego znajdują się znacznie mniejsze gwiazda i orzeł. Pod tymi wyrazistymi symbolami epoki umieszczono także napis sławiący władzę radziecką. Ta zwykła fotografia stanowi doskonałą egzemplifikację upowszechnienia się w Polsce lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia kultu Stalina, którego zasięg był szerszy niż się powszechnie uważa.
    Na dwóch zdjęciach został uwieczniony pochód pierwszomajowy w latach siedemdziesiątych. Jedno przedstawia przemarsz prawdopodobnie członków Miejskiej Rady Narodowej, na co wskazuje hasło z transparentu, stanowiące klasyczny przykład ówczesnej nowomowy („Rady narodowe orężem w walce mas o siłę i dobrobyt ojczyzny”). Na drugim czytelnik dostrzeże popularną scenkę rodzajową z okresu PRL - młodzież szkolna w strojach ludowych tańczy przed trybuna honorową, na której stoją miejscowi aktywiści partyjni.
    Cenna w omawianej pracy jest także sekwencja fotografii odzwierciedlających zjawiska kultury. Jedna z najstarszych, pochodząca z 1917 roku, upamiętnia część obrzędów pogrzebowych, kultywowanych jeszcze do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Przy odkrytej trumnie umieszczonej w domu zmarłej mieszkanki miasta Marceli Dylewskiej zebrała się najbliższa rodzina towarzysząca jej przed pogrzebem. Działo się to przy zasłoniętych oknach i zapalonych długich świecach, zwanych gromnicami, zatkniętych w charakterystycznych wysokich lichtarzach, które dzisiaj można zobaczyć już tylko w kościołach. Warto zwrócić uwagę na skromne wyposażenie pomieszczenia, prosty kształt trumny i małą ilość umieszczonych na niej ozdób.
    W zaprezentowanym materiale fotograficznym odnaleźć można też dowody wydarzeń kulturalnych powiązanych ze sferą religijną, takich jak jasełka, które w latach pięćdziesiątych przedstawiane były w sali kina „Goplana” (na zdjęciu z udziałem Feliksy i Janiny Galewskich), czy typowo świeckich, wśród których na czoło wysuwa się działalność zespołu tańca ludowego kierowanego przez Marię Tkaczyk.
    Uwieczniona na fotografii banderia konna towarzysząca obrazowi Matki Boskiej Częstochowskiej podczas jego peregrynacji na etapie z Łęcznej do Kijan w latach sześćdziesiątych minionego wieku (z J. Dubickim) upamiętnia bardzo widowiskowy składnik obrzędowości ludowej. Dawniej takie orszaki konne towarzyszyły często ważniejszym wydarzeniom o charakterze religijnym, a obecnie już niemal zanikają. Element wspólny czasom dawniejszym i współczesnym stanowią wielobarwne proporczyki rozmieszczane na sznurach wzdłuż trasy, po której przewożono obraz
i podążała rzesza wiernych.     
    Mocną stronę tego jak i poprzedniego tomu stanowi dokumentacja w postaci fotokopii zaświadczeń, koncesji, urzędowych poleceń, wykazów, dyplomów, fragmentów ksiąg urzędowych czy świadectw szkolnych. Umożliwiają one, szczególnie młodym czytelnikom, pierwszy w życiu kontakt z dokumentem lub aktem urzędowym z dawnej epoki. Wartościowe są one z jeszcze jednego powodu. Oryginały znajdują się do chwili obecnej w posiadaniu osób prywatnych, nie są więc dostępne wszystkim zainteresowanym. Publikacja pozwala na wykorzystanie ich przez innych badaczy czy też miłośników przeszłości i chroni zawarte w nich informacje przed ewentualnym zniszczeniem. A są wśród nich tak cenne dokumenty jak np. zawiadomienie komendantury obozu koncentracyjnego w Mauthausen z roku 1941
o śmierci więźnia Aleksandra Miszczaka, czy reprodukcje świadectw szkolnych
z nauki w szkole powszechnej oraz szkole budowlanej w okresie okupacji (Elżbiety Dubickiej i Bohdana Wójcickiego).
    Interesujący i wartościowy materiał dokumentacyjny obrazujący losy kilku pokoleń mieszkańców Łęcznej, zgromadzony dzięki wytężonej pracy wielu miłośników historii lokalnej, trafia do rąk czytelników. Mam nadzieję, że będzie dla nich przyjemną i pouczającą lekturą, a dla łęcznian, do których adresowana jest ta książka, będzie źródłem wiedzy o dziejach miasta i powodem do dumy z dokonań ich poprzedników. 

   

Dr hab. Janusz Łosowski, prof. nadz. UMCS, do 1993 r. pracował w Archiwum Państwowym
w Przemyślu i Lublinie. Doktorat obronił na UMCS w 1992 r. W 2001 roku rozpoczął prace archiwalne w Instytucie Literackim w Maisons-Laffitte oraz opracował ich program, realizowany później przez pracowników Instytutu Historii UMCS. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Heraldycznego. Stopień doktora habilitowanego uzyskał w roku 2005. Przez trzy lata był wicedyrektorem Instytutu Historii. Obecnie pracuje w Zakładzie Archiwistyki Instytutu Historii UMCS w Lublinie.

© 2018 Wszelkie prawa zastrzeżone

lecznianie